Animals
Hej!
Jutro zmianie ulegają zaostrzenia wynikające z kwarantanny i ponownie otwarte zostaną parki, tymczasem już dziś na rozgrzewkę polecam mój set zdjęć zwierząt z Poznańskiego Nowego Zoo. Po ponad dekadzie robienia zdjęć poczułem w zeszłym roku zmęczenie materiałem. Fotografowałem przez ten czas śluby, produkty, modę, kampanie reklamowe, architekturę, prezesów, samochody, krajobrazy… ale nigdy nie interesowałem się fotografią przyrodniczą. W zeszłe wakacje postanowiłem jednak to zmienić i zobaczyć co sprawia, że tak wielu ludzi zajmuje się tym z tak wielką pasją.
Zakupiłem roczny bilet do Zoo i odpowiedni obiektyw: Sigmę 150-600MM F/5-6,3 DG OS HSM, który podpiąłem do Canona 1dx Mark II. Do Zoo chodziłem regularnie, raz w tygodniu, w godzinach popołudniowych przez cały lipiec oraz sierpień i już od pierwszej wizyty zakochałem się. Poniżej postarałem się opisać kilka powodów dla których warto spróbować swoich sił w fotografowaniu zwierząt. Poniższy tekst pisany jest oczywiście z perspektywy laika w tym temacie, ale może właśnie dlatego zainteresuje wiele osób, które nie miały wcześniej okazji zajmować się tą dziedziną.
Po pierwsze: kontakt z przyrodą.
Każda wizyta oznaczała kilkunastokilometrowy spacer przez teren ogrodu zoologicznego, co dla mojego siedzącego trybu życia było zbawienne. Sam teren ogrodu zoologicznego jest wyjątkowo pięknie położony. Mamy więc las, duże otwarte łąki/wybiegi dla zwierząt, strumień, zbiorniki wodne i delikatne pagórki, a oczy nacieszyć można widokiem ok. 300 różnych gatunków zwierząt.
Po drugie: proces.
Praca z tak dużymi ogniskowymi jest bardzo wymagająca, kiedy pierwszy raz przyłożyłem obiektyw do oka żeby sfotografować wypatrzone w gałęziach małpy, nie byłem w stanie znaleźć celu – 600mm to niewielki wycinek rzeczywistości i trzeba do niego przywyknąć. Na początku warto posłużyć się pierścieniem zoomu i po skierowaniu obiektywu na cel przekręcić go z minimalnej do maksymalnej ogniskowej kadrując w trakcie. Z czasem celowanie wchodzi w krew i sprawia coraz mniej problemów. Pomimo bardzo sprawnie działającej stabilizacji obrazu w obiektywie, warto było ustawić czas na przynajmniej 1/1000s – dzięki temu drgania z rąk nie stanowiły problemu, a krótki czas naświetlania pozwalał też zamrozić akcję.
Po trzecie: lekcja cierpliwości.
Pomimo 8 wizyt w Zoo ciągle nie zobaczyłem przynajmniej 1/3 zwierząt, a przy najlepszych jednorazowych podejściach trafiłem na maksymalnie połowę – dzięki temu każda wizyta oznaczała potencjalnie coś nowego i zachęcała do powrotu. Dużo satysfakcji dawało też czekanie aż jeden z drapieżnych sokołów wzbije się do krótkiego lotu lub radość, którą dał widok pluskającego się w upalne popołudnie niedźwiedzia czy bawiących się ze sobą wydr. Wszystkie opisane powyżej sytuacje przytrafiły się tylko raz pomimo zaglądania w te miejsca przy każdej wizycie.
Po czwarte: czas spędzony razem.
W mojej fotograficznej przygodzie towarzyszyła mi moja Muza, która bardziej niż grafikę, którą zajmuje się na co dzień, kocha tylko zwierzęta – nie mam złudzeń co do tego, że w jej życiu jestem trzeci, ale to ciągle pierwsza trójka/miejsce na podium – prawda? :). Oprócz długich spacerów i czasu na rozmowy mieliśmy też rytuał, na który składało się picie kawy i jedzenie deserów w każdym możliwym punkcie zoo. Zoo jako miejsce na randkę – zdecydowanie tak!
Podsumowując – jeżeli kiedykolwiek mielibyście okazję sprawdzić się w tym temacie to zdecydowanie warto. Sam zajrzę z przyjemnością do Zoo przy najbliższej okazji, kiedy całe to szaleństwo ostatnich dni się skończy. Tymczasem dbajcie o siebie i swoje zdrowie!
Leave a Comment